Aktualności na blogu są odmierzane przez progres mojego syna. Dla porządku więc wspomnę, że cwaniak nie tylko nauczył się już raczkować, ale też podnosić na nóżkach. Jesteśmy więc na etapie “Mamo miej oczy wkoło głowy” – większość dnia spędzam na ratowaniu dziecka przed bolesnymi zderzeniami z podłogą a psa przed małymi rączkami ciągnącymi za uszy. I małego człowieka przed stratowaniem przez dużego psa. I tak dalej. O regularnym hulaniu mogę zapomnieć… A czas pędzi i gna. Wraz z nastaniem września (i jesieni) we wszystkich szkołach tańca ruszają nowe kursy, i kuszą. Facebook reklamuje je na prawo i lewo. Marzy mi się powrót na dancehall i hulanie w grupie. Przy okazji – pamiętacie, że w Akademii Artystycznej można tańczyć z hula-hoop w każdy poniedziałek z Martą Szotyńską?
No bo co by to było, gdyby mieć wkoło siebie te parę pięknych i mega utalentowanych babek, a samej wspiąć się na poziom takiej Rebeki Victorii? Zabrać się za obmyślanie choreografii na kilka kółek? Ano to by oznaczało, że tańczymy w grupie i że możemy robić konkurencję Hooptown Hotties :)
Nie wiem, czy macie swoje ulubione hulahooperskie zespoły? Hooptown Hotties to jak na razie mój ulubiony girls-band :) Grupa amerykańskich tancerek: Morgan, Rebecca, Lindsay, Rachel i LuLu, świetnie się synchronizują ze sobą, są pełne pomysłów i kreatywności, potrafią robić piękne filmy. Cudownie się je ogląda. Promują się w internecie i zajmują się artystyczną oprawą uroczystości – z kółkami LED, ogniowymi, powietrznymi, z wachlarzami i niepowtarzalnym urokiem osobistym ;)
Tańczące z LEDami:
i parodiujące Beyonce :)
A to jeden z moich ulubionych teledysków, perełka sprzed dwóch lat – niewiele tu akcji, ale jest magia kółek i fajna muzyka. Obraz, kolor, kobiecość. Mniam!
Zdjęcie główne wypożyczone z Facebooka.
Leave a Reply